Wśród Krain Dymu istnieje niewiele takich miejsc takich jak to, które mam zamiar wam opisać, a właściwie przywołać spośród czeluści mojej pamięci, którą tak skwapliwie zamieniam w zapisane stronnice w tym oto Pamiętniku z Krain Dymu. Ciężko tak naprawdę wyjaśnić, co czyni go czymś szczególnym, co sprawia, że te właśnie krainy pochłaniają człowieka, sprawiają, że oddaje się matce naturze i nie chce wracać. Zapraszają one każdego, który choć trochę zaznał energii duchowej, który zechciał poznać świat poza naszym światem, o którym pisałem już na tych kartkach. Nie ma w nich wielkich jezior, nie zazna się w nim uczucia lęku i spełnienia, po wyjściu na wysoki szczyt górski, nie spotka się egzotycznych zwierząt, roślin ... a jednak czuje się ich wszechobecną magię. Starą, druidyczną magię, sił natury...
Bo to przecież las sam w sobie jest jednym z największych uosobień życia. Cały, począwszy od ściółki i żyjących w niej insektów, mrówek, dżdżownic, rozkładających się liści, poprzez większe stworzenia, lisy, wilki, kuny, dziki czy ryby, żaby i plankton żyjące w strumykach czy źródłach, a ptaki, wiewiórki, korniki, które ukochały sobie konary wysokich drzew, które same w sobie też są przecież energodajną i żywą istotą. Błąd robi człowiek naruszając las. Myśli on bowiem o drewnie jak o surowcu, niczym o złocie, metalu i glinie. Niszcząc lasy człowiek prowadzi swoje własne małe inwazje na coś dużo bardziej złożonego i piękniejszego niż on sam – na cud potęgi matki natury i życia, które ofiarowała ona istotom słabszym oraz , w porównaniu z nami, bezbronnym.
Kiedy przemierzałem Krainy Dymu wielu ludzi zalecało mi odpoczynek. Jak trafiłem do tego magicznego miejsca, postanowiłem zwiedzić go tak dokładnie, jak żaden z jego mieszkańców, a jako, że wiedziałem, że mój czas jest w jakiś, nieznany mi sposób ograniczony, nie próżnowałem. Zatem po paru latach zacząłem wyglądać jak człowiek, który niczym już nie przypominał tego samego młodzika, który pojawił się w Centurii, z jasnymi blond włosami, w pełni sił i werwą do zwiedzania. Mógłbym wręcz rzec, że po jakimś czasie przypominałem kogoś w bardzo podeszłym już wieku, który nabytą wiedzę okupił paroma siwymi włosami. Dlatego to propozycje wakacji słyszałem często.
Wtedy też usłyszałem tą nazwę po raz pierwszy. Ta’ur Neldhoor. Ludzie z Krain wyjeżdżali tam, by, jak to mówiono, dokonać odnowienia. Miejsce ów działało podobno bardzo kojąco i oczyszczająco, pozwalało ludziom, którzy spędzali dnie na pracy w ciężkich warunkach całkowicie zregenerować ubytki na zdrowiu, jak pomarszczone dłonie, blizny, rany, worki pod oczami od braku snu i wolnego czasu, jak również problemy psychologiczne. Kiedy po raz setny już usłyszawszy, że przydałaby mi się wycieczka do Neldhoor, tym razem od pewnego kopacza w Górach Dumy, postanowiłem rzeczywiście się tam wybrać. Cel, jaki przyświecał mojej wyprawie to nie był bynajmniej odpoczynek, czy relaks. Nie mogłem sobie pozwolić na takie banały. Chciałem sprawdzić, czy to co tak pomagało ludziom to rzeczywiście była magia, czy najzwyklejsza moc przyrody, znana nam w takich miejscach jak góry, morze czy jeziora, najlepiej na pokładzie jakiegoś żaglowca.
Byłem wędrowcem, Nole’ran, jak zwali mnie tubylcy. Nole’ran to gra słów z ich języka, która w prosty sposób określa mnie jako „Podróżującego uczonego”, a niedokładna i szybka ich wymowa, aż nazbyt przypomina brzmienie słowa Nouhraan, czyli powszechnie znana w naszym świecie obelga dla flejtucha, taki „brudas”. Pozostańmy jednak przy bezpośredniej ich translacji. Taki tytuł określał mnie bardzo trafnie, gdyż poznanie tych pięknych, ciekawych miejsc spotkałem tak interesujące zjawiska, rzeczy, osoby, przestrzenie, które ludzka logika nie jest w stanie w sposób jednomyślny opisać, było moim jedynym celem. Ten wpis nosi numer 344rty, a nadal nie zwiedziłem połowy tego, co chciałem.
Podróż w nieznane zazwyczaj bywa niebezpieczna, ale tutaj wchodziła w grę też możliwość poznania, zdobycia nowej wiedzy, zatem wyprawa bez wcześniejszego zapoznania się ze wszystkimi informacjami, byłaby bezsensownym zaniedbaniem. Niestety ludzie nie byli zbyt pomocni. Przez wiele lat ci zamieszkujący Krainy zadziwiali mnie pod wieloma względami, ale ich potrzeba eksploracyjna była ograniczona do minimum. Nie interesował ich powód pojawiania magicznych zjawisk, skąd się wzięli, ani co jest po śmierci. Wychodzili z błogiego założenia, że tak jest i co ma być ,to będzie a wiedza o tym nie wiele im pomoże. Spotkałem wielu naukowców i uczonych i byli to ludzie zgoła inni, o niesamowitej mądrości i zdolnościach, żyjący jednak w odosobnieniu, niemal wykluczeni przez społeczeństwo. Więc pytanie ich o Las nie przyniosło nic... no, poza niezwykle ciekawymi opisanymi erotycznych przygód pewnego kupca, którego spotkałem na szlaku, a zapytawszy go co może mi ciekawego powiedzieć uśmiechnął się i totalnie zaginął we własnych wspomnieniach. Jeśli jego przygody były prawdziwe, uznałem, że przynajmniej parę wart jest jeśli nie do zapisania, to chociaż do zapamiętania. Postanowiłem skorzystać jednak z pomocy dobrego znajomego i dostać się do archiwum biblioteki w Centurii, która jak już wspominałem, mimo swojej dziwnej dla mnie i nadal nie do końca zrozumiałem polityki i infrastruktury, była stolicą znanych mi, zamieszkałych terenów Krain Dymu.
Zarówno ludzie jak i biblioteka nie przyniosła mi nic, co rozwiązywałoby fenomen magicznego miejsca, ale na to nawet nie liczyłem. Spotkałem się za to z ciekawym tłumaczeniem jego nazwy. Episkeusz z Soddevu zawarł krótki opis w jednym ze swoich dzieł.
„Nie wiadomo co pierwsze było: jajko czy kura. Tak też jest z miejscem i jego nazwą. Ta’ur Neldhoor ma bowiem znaczeń wiele, ale jedno jest pewne. Ta’ur to las. Dawniej zwykło się pisać Taur i wymawiać twardo słowo, które oznaczało bór. Toteż pierwszy człon nazwy oznacza las , co zważywszy na to, że mowa rzeczywiście o wielkich połaciach zarośniętej ziemi i niezliczonej ilości drzew, zdaje się być logicznym kontinuum. Drugi człon zaś jest już problematyczny. Noldhoor w języku pradawnych oznacza Krainę, zaś dalsza ewolucja słowa zmieniała sens niemal całkowicie. W pewnym okresie używało się słowa Noldor do określenia buku, potem jednak , w czasach znanych nam już jako bardziej cywilizowane, doszło do zmiany go w Noldhoor i nadania mu znaczenia: życzenie. Każdy jednak wie, że odpowiednie użycie tego słowa może dzisiaj oznaczać zarówno krainę, jak buk i życzenie, co pozwala nam dać trzy wariacje nazwy: Kraina Lasu, Lasu Buku, bądź też Las Życzeń. Kraina lasu pasuje do każdego miejsca, które spełnia jego kryteria, Buk zaś z tego co mi wiadomo kiepsko opisuje To’ur Noldhoor, gdyż przeważają tam lipy, świerki i sosny. Pozostańmy zatem przy nazwie Las Życzeń.”. Obiecałem sobie zapoznać się z większą ilością dzieł ów Episkeusza, lecz teraz pozostawało mi już tylko zabrać swoje rzeczy i wyruszać.
Nie czynie tego przed każdą wyprawą, ale na wszelki wypadek, postanowiłem napisać list do mojego brata, który z tego co mi ostatnio wiadomo wybrał się by zwiedzić Lądy Serca Kniei, miejsca, bardzo niebezpiecznego, ale równie ciekawego co i Krainy Dymu. Jeśli nigdy stąd nie wrócę, chce by wiedział, że podzielałem jego zainteresowania i pasje i mam nadzieje, że czytając tą grubą księgę spisaną moim piórem i moim życiem, łącznie z listami zrozumie mój świat. List dodany został do wpisu jako załącznik.
W bibliotece skorzystałem też z map, które niestety nie wiele są rozwinięte i większość miejsc, w których już byłem i przeżyłem nieziemskie przygody, w ogóle nie znają. Ta’ur Neldhoor miało jednak nie tylko swoje zaznaczenie na mapie, a nawet główną drogę, wyraźnie i jasno opisaną. Znając popularność ów miejsca postanowiłem wybrać trasę z goła okrężną, poprzez Czerwone Piaski. Zapytacie moi mili czemu, a ja odpowiem równie szybko: bo o to chodzi. Wędrując do Lasu Życzeń mogłem zwiedzić tajemnicze i martwe Czerwone Piaski.
Po miesiącu dotarłem do Ta’ur Neldhoor, a przygodę, która niemal nie zakończyła mojego życia mej ciekawskiej osoby, opisałem w 345tym wpisie.
Mimo niezbyt miłej podróży, wygłodzony, spragniony (zarówno wody jak i wina), zmęczony, nie ogolony oraz zapewne pachnący niczym gnojówka o północy, postawiłem swoją stopę przy niewielkim strumyku. Nieopodal nam nim rozpościerał się drewniany, solidny most oraz drogę prowadząca przez niego. Za nim widać było już tylko wysokie drzewa i krzewy. Droga i most to była umowną granica, za którą zaczynał się Las Życzeń, zatem byłem na miejscu.
Wkroczyłem do strumyku, by obmyć nogi i twarz, oraz zaczerpnąć łyka wody, lecz straciłem nad sobą panowanie i po chwili cały zanurzyłem się w wodzie. Woda nie była głęboka, ale położywszy się na tafli dałem się porwać nurtowi i pojawiłem się pod mostem. Piłem i obmywałem się naprędce, nie chciałem przecież wkroczyć do kurortu odpoczynku, wyglądając jak prawdziwy „Nouhraan”. Wtem nagle zakręciło mi się w głowie, lecz jak zaraz odkryłem - zadziwiająco przyjemnie. Stanąłem i spojrzałem przed siebie. Byłem lekko, praktycznie nieznacznie, ale jednak odurzony. Czyżby woda miała jakieś właściwości? Nie mogłem też wykluczyć, że to ze zmęczenia i braku strawy od ponad trzech dni. Ku mojemu zaskoczeniu szybko jednak zorientowałem się co jest powodem. Woda, którą tak łapczywie piłem, która tak mi smakowała, była ... wzmocniona alkoholem. Cóż, nie znam przyczyny tego fenomenu, ale chyba odkryłem, co sprawiało, że ludzie, którzy jadą tu odpoczywać i zapewne pluskać się w strumyku czują się ... szczęśliwsi. Nie wiem czemu, ale zapewne prawidłowo założyłem, że nie cierpi się po tym rodzaju alkoholu na żadnego rodzaju kaca.
Ruszyłem przed siebie, wychodząc spod mostu. Przede mną strumyk szedł dalej, a niebawem zakręcał, na ów zakolu zostawiając za sobą ogromną i nieco wyżej położoną plażę otoczoną wysokimi drzewami.
Nagle zostałem przez coś ochlapany, jakaś niewielka rzecz spadła do wody parę centymetrów przede mną, prawie uderzając mnie w głowę. Szybko zanurzyłem rękę w wodzie by to wydobyć i odkryć źródło ataku. Wymacałem coś okrągłego, śliskiego pod moimi nogami, lecz gdy jednak to wydobyłem okazało się, że to ... jabłko. Spojrzałem nad siebie i zobaczyłem wysoką jabłoń, która ogromne wręcz ilości, dużych, soczystych jabłek rozpościera tuż nad moją głową.
Zauważyłem wcześniej, że na plaży przede mną są ludzie, dzieci, kobiety, goniący się, bawiący w wodzie, grający piłką, toteż widok całkowicie wymoczonego, nieco pijanego człowieka o długich włosach i brodzie, nieco już przysiwiałej, zrywającego łapczywie jabłka, oraz praktycznie wrzucającego je do swojego przewodu pokarmowego musiał być nieco dziwny i kontrastowy. Musicie mnie zrozumieć, głód i zmęczenie wzięły nade mną górę. Może byłem w magicznym i wyjątkowym miejscu, ale ja wciąż byłem tylko najzwyklejszym człowiekiem.
Kiedy najgorętsza potrzeba zapełnienia brzucha została już zaspokojona, wyszedłem z wody. Ruszyłem przed siebie, w stronę ludzi. Ziemia i trawa miejscami zamieniały się w piasek. Ta plaża zdawała się być jedynym piaszczystym miejscem, las był obfity w roślinność i rósł na normalnej glebie. Gdy już mogłem słyszeć rozmowy ludzi zauważyłem małą, gęstą kępkę, otoczoną przez miękką, zieloną jak marzenie trawę. Idealne miejsce by się położyć i patrzeć w niebieskie, bezchmurne niebo, napełnić swój bukłak magiczną wodą i zasnąć, kiedy kępka robić będzie za coś w rodzaju poduszki. Tu nie czeka mnie żadne niebezpieczeństwo.
Napiłem się jeszcze nieco wody i położyłem, z radością oczekując na pierwszy, kojący od wielu, wielu dni sen... W mojej głowie zaczęły pojawiać się mimowolne obrazu, obwieszczające, że wchodzę w stan snu... Widziałem bibliotekę w Centurii, kupca, drogę na piaski, gliniany dom na pustkowiach, potem już strumyk, winną wodę, jabłoń, dzieci, pół nagie piękne kobiety biegające po plaży, moje obecne miejscu odpoczynku ... Nic teraz nie miało już tak naprawdę znaczenia. Może ci wszyscy ludzie mieli rację? Może zasługiwałem na trochę odpoczynku. Przed wyruszeniem wyglądałem zupełnie inaczej, miałem siły na wiele rzeczy, tyle spraw byłem w stanie załatwić. Od tak dawna nie spałem tak przyjemnie, nie zaznałem widoku pięknej kobiety ani nie poczułem jej zapachu, od jak dawna, od ilu dni nie zjadłem niczego tak dobrego i sycącego ... już nie pamiętam kiedy ostatnio poczułem kojące szemranie w głowie od wina...
Wstałem jak poparzony. Winna woda. Tak, ten smak przypominał mi wino. Tak dawno żadnego nie kosztowałem i tak byłem spragniony, że kiedy ją piłem w ogóle się nie zorientowałem. Miejsce przygotowało dla mnie nie tylko to. Zaraz po wejściu zostałem nakarmiony, a na moje zmęczenie wyrosło, nazwijmy to leśne łóżko. Spojrzałem na ludzi. Dwie kobiety rzucały do siebie skórzaną piłkę, a ubrane były jedynie w skromne szaty okrywające ich uda. Uśmiechały się i co chwile do mnie mrugały i machały, zachęcając do gry. Na młot... jakież puste i przyziemne mam potrzeby. Inni ludzie, tez zdawali się dostawać wszystkiego co im trzeba, lecz jak już wspominałem, znając podejście tubylców, wątpię by ktokolwiek pytał o naturę tych magicznych rzeczy. Magia Krain Dymu to raczej ogromna wiedza duchowa i empirystyczna, niż ta znana nam z bajek, a tutaj, jeśli moje teorie były prawdziwe, miałem do czynienia z kreacją tworzona przez naturę, czytaniem w myślach, lub, w co nie wiem czemu, nie chciałem uwierzyć – piękną, zbiorową iluzją.
Nie mogłem pozostawić tej sprawy samej sobie ani chwili dłużej. Wszyscy ludzie zdawali się być zainteresowani plażą, piaskiem, drzewami z owocami i winną wodą... albo jakąkolwiek wodą, która objawiała się dla nich wedle ich potrzeby. Zadumałem się tu na chwile nad tym, cóż może być lepszego od życzenia sobie rzeki wina, lecz szybko skarciłem się w myślach o marnotrawienie czasu i ruszyłem w głąb lasu.
Cóż, Ta’ur Neldhoor to może podejrzane i magiczne miejsce, ale nieodzownie piękne. Wysokie, gęste drzewa, sosny, świerki, lipy, dęby i parę, których nazw z powodu mojej słabej znajomości botaniki wolę nie wymieniać, górki, źródła, piaski, owoce ... brak całkowitego zagrożenia.
No i oczywiście ona. Piękna, długowłosa, blond kobieta, siedząca na wygiętej w stronę ziemi, grubej gałęzi drzewa. Siedziała i patrzyła się przed siebie, w stronę, jeśli się nie mylę, gdzie była plaża i ludzie. Ja już ich stąd nie widziałem, chociaż według moich obliczeń znajdowałem się nieco wyżej. Kobieta miała niebieskie jak niebo oczy, długie rzęsy, duże i zgrabne piersi, całkowicie obnażone. Siedziała z założonymi nogami, uwydatniając swoje krągłe i piękne pośladki, które także nie miały żadnego okrycia. Nie chciałem się wpatrywać zbyt natarczywie, ale z dziką ekscytacją odkryłem, że nie miała ona na sobie zupełnie niczego.
Spojrzała na mnie, a ja szybko podniosłem wzrok i skierowałem go jej w oczy. Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie badawczo. Nie poruszyłem się w żadnym stopniu, ani nie zdobyłem by odezwać. Kobieta zrobiła zdziwioną minę i obróciła głowę.
- Szkoda, że mnie nie widzisz ... – powiedziała do siebie, opierając brodę na swojej dłoni. Głos miała miękki, kobiecy, śpiewny i gładki.
Lecz ja dzięki temu wiedziałem już wszystko. Widzicie moi mili, kiedy pierwszy raz przybyłem do Krain Dymu, gdzie panuje, jak już wspomniałem wysoka umiejętność kontroli duszy, zjawisk astralnych i związanych z tym rytuałów, wpędziłem się parę razy w kłopoty, zanim zdążyłem cokolwiek wyjaśnić. Otóż ludzie, druidzi i szamani z Krain Dymu poznają świat poza ciałem , wiedzę astralną, chcąc działać tym samym dla wiedzy i dobra ogółu, lecz mają dwa ograniczenia. Pierwsze jest typowe: poznają, ale nie pytają czemu tak jest, ani skąd się wzięło. Biorą od natury i duszy tyle, ile potrzeba im do lepszej egzystencji lub obrony. Po drugie: nie widzą tych zjawisk, a przynajmniej większość z nich. Tak właśnie kiedy pewna grupa uczonych wzywała ducha przodka swojego domu, by ten podpowiedział im co powinni zrobić z ich zniszczonymi polami rolnymi, ja widziałem na stole starego człowieka, który stał, pluł i groził ręką jednemu z domowników, jednocześnie go wzywających. Okazało się, że ja, przybysz z innego świata, gdzie sam nie jestem pewien egzystencji czegokolwiek poza strefą materialną, tutaj doznaje i widzę obydwie strefy.
Kobieta była zainteresowana tym, że patrze się w jej stronę, ale uznała po chwili, że nie mogę jej widzieć, skoro ona jest duchem i wróciła do swoich rozmyślań.
- Jestem ... Nole’ran – powiedziałem po chwili.
Spojrzała na mnie pełna radości i zainteresowania, zatem zupełnie zaskakując moje oczekiwania. Myślałem, że raczej się przerazi, albo obruszy, że stoję i obłapiam ją mym wzrokiem.
- Ja jestem Ta’ur Neldhoor, drogi wędrowniku. – uśmiechnęła się i wstała. Podeszła do mnie wolnym krokiem i dotknęła swoją dłonią mojego policzka. Czułem ją. Była chłodna, lecz jej dotyk sprawił, że po chwili odpłynąłem w nieznane mi tereny doznać. Czułem radość z podnieceniem, miłość, zabawę i strach jednocześnie. Poczułem tyle uczuć w jednej chwili, że strach zaczynał brać nade mną przewagę.
- Wybacz – powiedziała słodko i wzięła dłoń – Myślałam, że jesteś duchem, dla żywego mój dotyk może być...
- Zmysłowy i zniewalający – wypaliłem – Jestem z daleka, a chciałem..
- Teraz wiem , co chciałeś. Wiem już wszystko. Jestem zaskoczona, że oparłeś się mojemu urokowi.
Spojrzałem mimowolnie w dół i przełknąłem głośno ślinę. Ta’ur Neldhoor zaśmiała się.
- Miałam na myśli moje dzieła, tam na plaży. – powiedziała – To nie jest moje prawdziwe oblicze - wskazała dłońmi na swoje piersi.
- To czemu tak cię widzę? – zadałem pytanie.
- Znasz odpowiedź na to pytanie – powiedziała.
Zapadła chwila ciszy.
- Znam. Czy zechcesz mi wyjaśnić więcej, nim naruszę twoją cierpliwość? – nie wiedziałem jak daleko mogę się posunąć. Duch mógł być demonem, zjawą albo moją iluzją. Tak czy inaczej naruszenie pewnych barier mogłoby być katastrofalne dla mnie w skutkach.
Lecz ona się tylko uśmiechnęła.
- Po cóż szukasz odpowiedzi, które już znasz? To święte miejsce mój drogi wędrowcze. Ja jestem duchem tego lasu.
- Ochraniasz go.
- Tak, ale jestem normalnym bytem. Żyje, czuje pragnienia, smutek, szczęście i samotność, tak jak każdy. – znów podeszła bliżej – Lecz masz rację. Ochraniam las. Ludzie od zarania dziejów kojarzyli las oraz niższe stworzenia z czymś, co jest im podwładne, tylko dlatego, że nie może się bronić. Cóż za okropne podejście do rzeczy: to, że coś jest słabsze i chce żyć dla naturalnego porządku i dla ogólnego pokoju i harmonii, jest niższą formą życia. Ludzie uważali las i wszelkie życie w nim za materiał do budowania swoich chat, broni, używali go do palenia, dla ognia, który też z czasem stał się bronią.
Słuchałem uważnie z wielu powodów. Lecz z przyjemnością odkryłem, że to co mówi ten Duch Lasu Ta’ur Neldhoor, zgadza się z tym, co w mojej duszy krzyczało od dawna.
- Potrafię rozkazywać życiu tutaj. Potrafię wiele rzeczy, sprawiam, że ludzie jedyne czego tutaj chcą, to odpoczywać, bawić się, uprawiać miłość.
- Więc rzeczywiście, jest to Las Życzeń – stwierdziłem.
- Teraz, drogi Nole’Ran, ta rozmowa musi ci wystarczyć. Musi, bo nie jesteś stąd i nie jestem ci winna żadnych dalszych wyjaśnień. Wiem, że nie wydasz nikomu mojej tajemnicy, że nie zniszczysz tego. Dlatego spełnię to jedno życzenie, które tak mocno siedzi w tobie. Tak głęboko, a jednak tak widocznie. Lecz po nim ..
- Po nim wyruszę w dalszą podróż Pani – powiedziałem – Cóż to za życzenie moje, które spełnisz?
- Nole’ran, przecież wiesz.
Wiedziałem.
--------------------------------------------------------------
Załącznik do 344ego wpisu z Dzienników z Krain Dymu.
Drogi Lancanie,
Wybacz, że od ostatniego listu minęło tyle czasu, lecz muszę ci wyznać, że chwilowo osiadłem w Centurii. Jest to główne miasto terenów, które póki co poznałem. Mój drogi przyjacielu, cóż to za piękne miejsce. Zwykłem Cie zanudzać moimi przemyśleniami o świecie nam znanym, zdominowanym przez ludzkie dokonania technologiczne, medyczne , życiowe, architektoniczne, a tak mało mówiąc jaki jestem w środku, jaki świat pojawia się w tym pałacu własnych marzeń. Lecz zarówno jak Ty kochasz historię i jej źródła, ja kocham te przeżycia duchowe, które zdają się rządzić Krainami Dymu.
Wybieram się do Ta’ur Neldhoor, które jak udało mi się przetłumaczyć zwie się Lasem Życzeń. Jest to miejsce, którego jeszcze nie odwiedziłem, a jednak mi znane. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale czuje, że odmieni moje życie w pewien sposób. Powiadają, że ludzie szukają w nim ukojenia i ucieczki, że tam zapomina się o problemach. Muszę przyznać, że całe Krainy Dymu są dla mnie ucieczką, ale z niepokojem i brakiem cierpliwości spoglądam na czekająca mnie wyprawę, zarówno jak i na list, słowa i sprawozdania z Twojej wyprawy z Lądów Serc Kniei, jeśliś jeszcze tam.
Wiesz, że każda wyprawa w nieznane niesie ze sobą zagrożenie, dlatego, chce byś wiedział jak ważne jest dla mnie to, że ten list i te słowa, które liczę, dotrą do Ciebie, będą świadczyć o mych przygodach, o miejscach w których zarówno byłem ciałem jak i duchem.
Na sam koniec nie pozostaje mi nic innego jak pozdrowić Cię i życzyć powodzenia w Twoich wyprawach.
Xaffarin z Krain Dymu, zwany Nole’Ran.
Warto było poczekać na jasność umysłu :)
OdpowiedzUsuńChcę więcej i bardziej niż wczoraj!
P.S. Współczuję, bo po jabłkach i alkoholu występuje sraczka.
Czytajac to mozna uciec chodz na chwile w inny swiat:) Podoba mi sie jak tak piszesz :*
OdpowiedzUsuńCałkowicie obcy świat dla mnie, dlatego mogę tylko o pisowni i stylistyce, ale tego pewnie nie chcesz. Bałam się tylko końcówki żeby erotyka nie przesłoniła literatury !!!
OdpowiedzUsuńZachwyca mnie, glebia i artystyczna dusza twoja! =) Wciagasz cytelnika, w swoj swiat a dzieki twoim obysom mozemy je dzielic razem z toba. Masz wielki talent Atamano, rozwiaj go dalej! =) Czytajac moglam sobie wszystko wyobracic co opisujesz, a to jest wielka umiejetnosc!
OdpowiedzUsuńIntresting Pice of work!
Well Done!There is nothing more to say I JUST LOVEED you pice of Work and I'm waiting for the next pice! Keep it up!
Hugs! Lullu =D
Tekst genialny. Jak już wspomniałam zazdroszczę Ci tego pióra. Małe dwuznacazności i szczegółowe opisy- perfekcyjne. Jak już ktoś wcześniej wspomniał, czytając można uciec w inny świat:)
OdpowiedzUsuńDżi
Artat:
OdpowiedzUsuńWybitny i ambitny teks.Porwał mnie swoim nurtem niesamowitych przeżyć i wizji , wciagajac w wir Twojego tajemniczego świata. Czułem sie jak ślepiec , który wie ze obserwuje ale ze wzgledu na swoje upośledzenie prawie nic nie widzi .Płynałem razem z Tobą tą narkotyczną rzeką i jak Ty odczuwałem niesamowite literackie uniesienie. Wątek erotyczny dodał atmosfery podniecającej niesamowitości , upojnej przyrody . Kobieta w otoczeniu piękna , kusząca i niebezpieczna dodaje tajemniczości , uzupełnia ten cudowny rajski pejzaż ale i ostrzega . Przyroda i natura to jednak dwa żywioły . Twórz nadal - czekam na każde pisane słowo.
Nie bardzo wiem co napisać - właściwie wszystko już zostało napisane :)
OdpowiedzUsuńWciąga bez reszty...czeka na dalszy ciąg :)
Mała tylko uwaga graficzna - ciężko czyta się tekst na tym tle ^^'
Wilk przeciągnął się z lubością i czknął głośno, przełknąwszy ostatni kęs gołębia pocztowego. Drogi Atamanie - pomyślał - pisz jak najwięcej i przysyłaj, przysyłaj!
OdpowiedzUsuńA jako, że ptaszyny nie było już pośród żywych stworzeń, postanowił odesłać uwagi gadu gadu.
Drogi nieznajomy wędrowcze, artysto wielu dróg i działek. Zmusiłam mój mózg sesją osaczony, by przebił się przez gąszcz przemyśleń Twych i opisów fantasmagorycznych wojaży, aby ocenić obiektywnie pierwszą część Twego dzieła. Osobiście nienawidzę krytyków literackich, więc biorę pod uwagę ryzyko linczu. Niestety, czuję się zobligowana zwrócić uwagę na rażące zderzenie jakości dzieła i subiektywnej słodyczy być może nieprofesjonalnych czytelników. Oczywiście również nie chcę stawiać siebie w pozycji jakiegoś bóstwa, umysłu wyższego rzędu czy znawcy materii. Jednakże kontrast jest uderzający.
OdpowiedzUsuńJak można się domyślić, pragnę wyrazić moje "ale", nawet nie jedno. Po pierwsze, wnioskuję, że autor przeżywa głęboką, spirytualną wędrówkę w głąb siebie, używając znanego, garrysuistycznego chwytu połączonego z konwencją fantasy. Muszę zwrócić uwagę na fakt, że trudno stworzyć coś wybitnego z takiego materiału, który tak naprawdę nadaje się jedynie na trening umiejętności i faktyczne poznanie siebie. Po drugie, przydałby się korektor, który wskazałby nie tylko drobne błędy, przydługie zdania tracące momentami spójność, ale również elementy zbędne, może nawet lekko nużące. Po trzecie, muszę z bólem przyznać, że czytelnik niewiele znajduje w tekście wartościowego dla siebie samego, albowiem oferowane rewelacje i epifanie nie odkrywają niczego nowego, co gorsza - robią to w konwencjonalny, może nawet posunę się do stwierdzenia, że oklepany sposób.
Proszę, potraktuj ten komentarz jako ostrogę do pracy nad swoim stylem, do zastanowienia się nad celem pisania, rozbudowaniem arsenału środków artystycznych, zaangażowaniem żywszej akcji, bardziej zaskakujących sposobów przekazania rzeczy ważnych czytelnikowi. Naprawdę nie chcę patrzeć z góry i wytykać palcem, jedynie dorzucam ostrzejszy kamyczek do lawiny łaskawości i zachęty ze strony innych odbiorców.
Łączę życzliwe pozdrowienia,
Daghmarowe.
Droga Daghmarowe
OdpowiedzUsuńjak widzisz rozwijam swój styl i pomysł. Cała idea tego opowiadania i tych dzienników nadal jest w powijakach, a idzie mi tak, nazwijmy to szybko ze względu na to, że ten pomysł jak i cały świat jest głęboko w mojej duszy i odczuwam niesamowitą przyjemność z opisywania go.
Po drugie, nie uznaj tego za obelgę, gdyż nadwyraz cenię sobie Twoją obiektywną i konkretną krytykę, która napewno pozotywnie zadziała na moje dzieła, również mogę się przyczepić. Dałaś komentarz do pierwszej części, co daje mi do zrozumienia , że nie widziałaś trzeciej, a już w mojej głowie jest wiele następnych. jesli by oceniać Star Treka na podstawie pierwszych odcinków można by stwierdzić, że pomysły są typowe dla zwykłego serialu sci fi, a dobrze wiemy, że ST: NG udawadnia swój kunszt i wyjątkowość znacznie później. Dlatego tez prosze nie trać wiary, bo ja wierze, ze te wlasnie dzienniki beda czyms wyjątkowym.
Miło mi jednak, że ktoś o takiej znajomosci literackiej odwiedził mój skromny i będący w powijakach przybytek i czuj się tutaj jak w domu - najlepszy ten przyjaciel, który będzie wytykał błędy i motywował do ich naprawy miast przytakiwać głową na ich popełnianie :)
Co do wartości dla czytelników: pisząc coś nie tworzę pod czytelnika. Moja idea jakiejkolwiek formy sztuki przypomina tą z młodej polski - sztuka dla sztuki. Pisząc ,rysując, komponując, człowiek ma odzwierciedlać swoją duszę i cieszy się, jak okaze się, że wiele innych dusz nadaje na tych samych falach, a nigdy, jak to robi większość obecnych autorów, szukać zrozumienia wśród odbiorców wszelakiej maści tylko po to, by odnaleźć ich aprobate. :)
na sam koniec mam pewne wrażenie, że nieświadomie obraziłaś czytelników i ich poziom, a sposób krytyki przypomina mi (0bym się mylił) pseudo krytyków z portali literackich. Krytykę jednak przyjmuję i biorę pod uwagę, ba, podejmuje wyzwanie by udowodnić Ci, że zrobie z tego takie dzieło, że dam z siebie tak wiele, że nie będzie się juz do czego przyczepić.
albo poprostu napisze po swojemu i też bedzie ...fajnie.
łączę życzliwe pozdrowienia, żyj długo i dostatnio,
Xaffarin Van El
No Paweł zaskoczyłeś mnie ripostą na powyższą krytykę (w dużej mierze trafną ), jednak odpowiedź była szczera i inteligentna , a komentarz w tym zestawieniu wypadł tuzinkowo , aczkolwiek z dużą ilością literackich trudnych określeń robił wrażenie! Gdzieś już z tym się spotkałam?
OdpowiedzUsuńjeszcze jedno, krótkie: "Po pierwsze, wnioskuję, że autor przeżywa głęboką, spirytualną wędrówkę w głąb siebie, używając znanego, garrysuistycznego chwytu połączonego z konwencją fantasy. Muszę zwrócić uwagę na fakt, że trudno stworzyć coś wybitnego z takiego materiału, (...)" nie wnioskujesz zbyt dobrze, ale mniej więcej czujesz zapach. Nie wiem skąd natomiast wzięłaś opinie, że z takiego materiału nie da się stworzyć nic wybitnego? Śmierdzi mi to prywatną opinią i własnym gustem. Zapewne gdybym siadł z Tobą przy piwie zdziwiłbym się, jakie są dzieła, którym Ty admirujesz. Dla mnie kierunek, styl, świat wyznaczają tacy autorzy jak Gene Roddenberry, Thomas Harris, Jacek Piekara, J.R.R. Tolkien, Andrzej Sapkowski, R.A. Salvatore.
OdpowiedzUsuńŚwiat jaki jest każdy widzi, ale koncept uważam, za dość oryginalny i przede wszystkim mój. Nie tworzy się niczego dla treningu, tworzy się coś z zapałem i marzeniami, przy okazji się trenując, a historia oceni co nam dzięki temu powstało. Tworzenie dla zabawy i treningu zmniejsza oczekiwania od samego siebie i prowadzi do ograniczenia.
Chyba to wszystko co mi przyszło do głowy.
ps. nie mysl, ze sie bronie, Twoja krytyka została odebrana i doceniona, gdyz w wielu miejscach okazała się być słuszną. Tłumacze Ci tylko parę rzeczy i zastanawiam jak odebrać formę Twej wypowiedzi i jej wydźwięk, gdyż te wydają mi się dość podejrzanie ofensywne i lekko narwane, nazwijmy to przerostem formy nad treścią.
Ok, czas wyciągnąć szpilę i wbić ją komuś w tyłek.
OdpowiedzUsuń- A, masz!
-Ała!
Dźwięk uchodzącego powietrza ma na celu metaforyczne przedstawienie samoataku, który właśnie wykonuję na znak spuszczenia tonu i odkrycia masek. Nadęta moja osoba kurczy się i maleje, ukazując mnie prawdziwą. Uwielbiam zabawę słowem i napuszony język, ale zostawmy go, bo to tylko woalka. Także ostatnie zdanie z Twojej odpowiedzi było trafne: moja nadęta zasłona dymna ze słów była w rzeczy samej „podejrzanie ofensywna i lekko narwana, nazwijmy to przerostem formy nad treścią”. Brawo! :D nie byłam obiektywna, nie byłam grzeczna, obraziłam czytelników intencjonalnie, mam słabe podstawy do tego, by kogokolwiek oceniać. Trolluję. Jednakże badam grunt;]
Przejdźmy do rzeczy najważniejszej – niech dzieło samo się broni.
Rzecz druga – w rzeczy samej, prawda jest taka, że napotkanie tego typu opowiadania lekko mnie zirytowało, bo mam zbyt duże wymagania w stosunku do ludzi piszących. Moje prywatne, wredne motywy przemieniły mnie w pseudokrytyka. Mój komentarz byłby obiektywny i konkretny (ale nie jest, w pierwszym komentarzu jeszcze nie wpadłeś na właściwy trop), gdybym wyszczególniła na różnych poziomach, co jest nie tak. Mogłabym to kiedyś zrobić, ale to koszmarna i długa praca, przy której można siebie nawzajem pomordować. No i przede wszystkim, należałoby przeczytać całość, jak słusznie zauważyłeś.
Offtop: „to boldly go” w tytule i odniesienia do Star Treka wywołały u mnie uśmiech. Trochę rozbawienia, trochę sentymentu. Nie oglądałam dalszych serii, znam i wielbię niepoważność pierwszych. Po chwili namysłu uporczywie w mojej głowie odzywa się rozsądek: można by napisać cały traktat naukowy o tym, jak duże znaczenie miał ten serial. Szczególnie w latach 60tych, kiedy to męska, biała Ameryka bombardowana była hipisami, emancypacją kobiet, ruchem prowadzonym przez Martina Luthera Kinga, a w telewizji spokojnie leciał sobie serial o podtekstach homoseksualnych, z dowództwem składającym się z czarnej kobiety, Azjaty, Rosjanina.
Na czym to stanęłam? Aha, na tekstach, które mają się same bronić, na moich brzydkich motywach, a miałam teraz pisać po trzecie. Po trzecie, masz święte prawo pisać co chcesz dla siebie samego i to chwalebne jest. Nie przejmuj się pseudokrytykami, ale z drugiej strony – to główny punkt, który chciałam zaznaczyć moim trollowym komentarzem – nie daj się zwieść i napompować dumą przez uwagi typu „super, pisz dalej”.
Mogłabym się dalej rozwodzić nad moimi preferencjami artystycznymi, nad prywatnymi doświadczeniami, itp., ale to w rzeczy samej bardziej się nadaje na rozluźnioną rozmowę przy piwie:)
A teraz podsumowanie eksperymentu: artyści z AGHu są tak samo nadęci, jak Ci z UJ;)
Pozdrawiam,
Daghmarowe.
ponownie droga Daghmarowe,
OdpowiedzUsuńz niesamowitą przyjemnością czyta się Twój drugi już komentarz i widzę, że jeśli chodzi o Star Treka znalazłem bratnią duszę - chociaż osobiście preferuje przygody w Next Generation z Jean L. Picardem :)
Czyli jesteś z UJtu, a jak trafiłaś na tego bloga? :) czyzby osoba, której chciałem się pochwalić wysłała to do Ciebie, a Ty poczułaś, ze warto zrobić eksperyment? :>
A po trzecie, najwazniejsze: mam inne dzieła, poważniejsze, w innym świecie, ale blog to nie miejsce na ich publikacje. Bawiłaś się w eksperyment i ja to robie. sprawdzam jak spodoba się coś zupełnie innego niż to co dotąd tworzyłem, co jednak idzie mi wyjątkowo prosto i przyjemnie tworzyć.
Wpadaj i wbijaj szpilki częściej, w siebie odkrywając prawdziwe (zapewne słodkie i grzeczniutkie :P ) oblicze, czy moje, które tak naprawdę też jest zakryte w tych opowiadaniach czy "felietonach" . Masz pole do zabawy i popisu, może być ... ciekawie. :)
Ataman
ps. aua.
20 years old Legal Assistant Jedidiah Matessian, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and Bird watching. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Horch 853A Special Roadster. link do strony internetowej
OdpowiedzUsuń