Zakon Płonącej Gwiazdy – strażnicy porządku natury, spokoju i ładu na świecie. Niewielka grupa magów, ezoteryków i druidów strzegąca zasad i pogłębiająca wiedzę astrologiczną oraz magiczną, dla poznania i wiedzy i dla dobra ludzkości. Na ich czele idealista Marvinus, potężny mag, który okiełznał magię wyższej sfery astralnej, tzw Piąty Krąg , Magie Gwiazd. Razem z nim jego uczniowie, w tym Teorgiusz, zdolny, o niebywałej i nieziemskiej ilości energii i mocy, łaknący potęgi i władzy.
Lecz wszystko ma swój koniec – Teorgiusz zbuntował się przeciwko pobłażliwemu podejściu do magii swojego mistrza, razem z innymi unicestwił Zakon i stworzył swój własny, Zakon Cierni, który w przyszłości miał objąć władzę na świecie i stworzyć na nim Nowy Porządek – antyutopijny świat, gdzie ludzie są tylko bateriami, lub marionetkami we władaniu magów.
Tak oto zaczyna się historia, która kończy się ponad pół tysiąclecia później – a początek końca datuje się na narodziny Araviela Vougt i Yeskaffa Cassenno, których burzliwe losy i przygody doprowadzają wkońcu do stawienia czoła rosnącemu w potęgę Zakonowi Cierni, oraz odnowienia i odtworzenia nie istniejącego już od stuleci Zakonowi Płonącej Gwiazdy. Rozpoczyna się walka o przeżycie, o władzę, o kontrolę nad magią i nad światem, o miłość i przeciw zdradzie.
Czy garstka początkujących Gwiazdorów może sprzeciwić się potężemu Zakonowi Cierni? Co wiąże Araviela z uczniem Marvinusa, Teorgiuszem? Kim zostanie Yeskaff, kto to Selinea i kim jest tajemniczy mag, który opowiada nam tą historię, sam nazywając siebie potężnym magiem?
Tak oto zaczynam kampanię reklamującą powstającą wciąż książkę, która ma się już ku końcowi – bo trzecia księga jest prawie gotowa i po licznych i żmudnych poprawkach dzieło to ujrzy światło dzienne. Poniżej zamieszczam drugi fragment, tym razem z drugiej księgi, nazwanej Nowy Porządek. Jak zwykle licze na komentarze i oceny.
Fragment książki PŁONĄCA GWIAZDA, księga druga „Nowy Porządek”, fragment rozdziału "Burza Akady, oraz Gniew i Zemsta Natury"
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Piach zawirował w powietrzu tworząc najprzeróżniejsze formy i kształty, zawibrował i uderzył z takim impetem, że nikt nie zdążył wydać nawet krótkiego stęknięcia. Po chwili atak się powtórzył i wszyscy zaczęli się rozbiegać, łącznie z Aravielem, w celu uniknięcia kolejnych ciosów, lecz był to daremny wysiłek. Zniknęły demony Behranta, gdyż żaden z nich nie był w stanie nawet się skupić by odeprzeć ataki.
- Odwrót! – wychrypiał Araviel, sam przewalając się i lądując na twarzy. Co się działo?! Tak potężnej magii nie znał ani on, ani Yeskaff. Ba! Nawet sam mistrz Fenri uciekałby ile sił w nogach przed tym żywiołem.
Nie mógł jednak nie zauważyć, że cokolwiek ich atakowało, czy był to mag z Zakonu Cierni czy jakiś demon, nie chciało ich zabić. Rzucało w każdą stronę, zadawało ból, raniło, ale nie śmiertelnie.
Podniósł się, niepewnie stając na nogach i od razu spostrzegł lecący w jego stronę słup piachu. Wyglądał raczej jak ogromny, zmieniający formę głaz i tak też zapewne by mógł zranić ciało maga, lecz musiał się skupić. Miał ułamek sekundy przed kontaktem.
Wystarczyło.
Niemal machinalnie jak przy treningach w Zakonie Cierni z mistrzem Fenrim, wyciągnął przed siebie laskę, a ta zabłysnąwszy rozpostarła złotą aurę wokół niego. Piach nie przebił się przez osłonę i rozprysł. To dało mu wystarczająco dużo czasu na podjęcie działania. Zaczął szybko i niezwykle celnie atakować potężnymi, magicznymi kulami ognia każdą „piaskową pięść”, która leciała w jego stronę lub w stronę jego przyjaciół. Kątem oka spostrzegł Tyralewzkiego stojącego za osłoną Azermutu, chowający się za tą barierą niczym tchórz. Stał zaniepokojony. A może to był strach?
Działania maga pozwoliły stanąć na nogi reszcie Płonącej Gwiazdy i zacząć się bronić. Za Behrantem ponownie pojawiły się demony, tym razem wyglądające niczym gęste opary i dym z ogniska, a Derrek i Yeskaff tworzyli osłonę. Carol zaczął atakować żywioł piasku naładowanymi energią, gołymi pięściami i z wyrazem bólu na twarzy oraz krwii na skroniach rozbijać ich skupiska.
Nie wiele brakowało by ocenić to jako skuteczną defensywę, lecz wszystko się nagle skomplikowało.
- Zabij ich! – krzyknął Tyralewzki, nie wiadomo do kogo.
Ziemia ponownie się zatrzęsła i w przeciągu paru chwil zostali otoczeni, odcięci poprzez bardzo wysoki mur z piasku. W końcu wszystko się uspokoiło.
Zapadła cisza.
- Co teraz? – wyszeptał cicho Jarr, który miał przetarty prawy policzek niemal do żywego mięsa, a szary piach lepil się do jego mokrych od krwii części ubioru i ciała.
- Cofnij się – poradził Yeskaff dostrzegając dopiero teraz jego stan.
Wtedy powietrze zawibrowało.
- Teraz się poddacie i odejdziecie stąd – głos był co prawda kobiecy, ale zabrzmiał bardzo potężnie i przerażająco.
- Yariel! – krzyknął Araviel – Przestań cały czas tchórzyć i chodź nam pomóc!
Demon wiedzy i poznania pojawił się i skrzywił niemal momentalnie.
- Nie boje się – odparł nieco obrażony , rozglądając się po piaskowej osłonie, w której zostali uwięzieni – Ale nie mam raczej jak wam pomóc.
- Co to jest? – zapytał mag – Czy to jakiś demon, którego nie znam?
Yariel zamknął oczy.
- A niech mnie .... – zaczął, lecz mu przerwano.
- Odejdźcie! – kobieta krzyknęła intensywniej, a ściany piasku aż zadrżały od siły jej głosu.
- Możesz z nią porozmawiać. – poradził Yariel.
- Pokaż się! Porozmawiamy! –kiwnąwszy głową krzyknął Araviel.
Zapadła cisza. Nie na długo.
- Nie! Odejdźcie, nie zniszczycie jedynej ostoi życia i natury na tym pustkowiu! – czy mu się wydawało, czy ten głos był teraz nieco.. przyjemniejszy?
- My nie chcemy go zniszczyć! – krzyknął Yeskaff i już chciał zaprezentować się jako Strażnik Praw Natury, kiedy z ziemi wyrósł ogromny słup piachu i uwięził Araviela. Trzymał go na paręnaście metrów nad ziemią, dając możliwości koordynacyjne tylko głowie. Mag cicho zaklnął.
- Odejdźcie teraz albo on zginie!
Nie miała czasu na odpowiedź. Ogromny huk i tumany kurzu otoczyły wojowników. Coś zaryczało przebrzydle i przebiło mur oraz słup trzymający Araviela. Spomiędzy tego wszystkiego wyłonił się złoty pysk potwora, a słońce odbijające się od jego łusek oślepiło walczących.
- Złota! – zakrzyczał Araviel i już oswobodzony wskoczył na smoka – Zawsze wiesz kiedy się zjawić.
Kiedy opadł piach na placu stała Złota z Aravielem na plecach, Jarr, Yeskaff, Derreck, Behrant, Yariel, Carol oraz ONA.
- A niech mnie – jęknął cicho Araviel i miał rację. Kobieta, która pojawiła się nagle po ataku smoka na piaskowe więzienie, zapierała wdech w piersiach. Była raczej niska, niezwykle zgrabna. Stała opierając jedną rękę na kształtnym biodrze, trzymając drugą na wyprostowanym udzie, opatulonym brązową skórą z łuskami jakiegoś zwierza. Zgrabne nogi wieńczyły małe stopy, ubrane w dopasowane, lekkie pantofelki, w tym samym kolorze.
Ważniejsza była jednak twarz i cała jej otoczka. Piękne, duże , srebrne oczy towarzyszyły, małym, lecz seksownym ustom, a wszystko to otaczały nieziemsko bujne włosy o dwóch kolorach. Bliżej twarzy falowały się, a miejscami nawet kręciły koloru czekolady ze śmietaną, jak to zauważył Araviel, gdyż pamiętał ten specjał jeszcze z dzieciństwa i królewskiego dworu, a niezwykle długie i białe jak śnieg, idące we wszystkie strony otulały resztę głowy, ramiona i zasłaniały plecy.
- Jestem Selinea Gniew i Zemsta Natury, Piąta z Pradawnych Dusz Przyrody. – powiedziała, a tym razem jej głos brzmiał melodycznie i miękko.